Koniaków i Ochodzita, koronki i redyk – to znaki rozpoznawcze kojarzone w całej Polsce. Wszyscy wiedzą, że Koniaków jest stolicą polskich koronek, więc koronkowa serwetka lub stringi to pożądana pamiątka z pobytu w Beskidzie Śląskim. Redyk z kolei jest to wyjście owiec na halę wiosną lub zejście z hal na jesieni. Obecnie redyk ma uroczysty charakter, dlatego przyciąga tłumy turystów chcących zapoznać się z folklorem.
Koniaków
Koniaków to spora, bo licząca ponad 3600 mieszkańców wieś, w powiecie cieszyńskim. Jest najwyżej położoną wsią w Beskidzie Śląskim, więc ma duży potencjał turystyczny. Koniaków liczy sobie ponad trzysta lat, a jego mieszkańcy od zarania zajmowali się hodowlą i wypasem bydła i owiec. Dzisiaj ze względu na swoje położenie miejscowość jest popularnym miejscem wypoczynku oraz narciarstwa.
Słynne nie tylko w Polsce, ale również w Europie, są koniakowskie koronki. Wielu mieszkańców wsi tym właśnie się zajmuje, dlatego na sporej ilości domów znajdziemy tablice informujące o możliwości zakupu. Wytwarzane są koronkowe ozdoby, serwetki czy garderoba. Jakiś czas temu niezwykłą popularnością w kraju cieszyły się koronkowe stringi.
Mieszkańcy Koniakowa bardzo dbają o podtrzymanie tradycji. Dlatego na wszystkich świętach możemy ich zobaczyć w regionalnych strojach, z których są bardzo dumni. Na szczęście dotyczy to nie tylko starszego pokolenia, ale również młodszych. To cieszy, że duch w narodzie nie ginie. Takie imprezy jak właśnie Koniakowski Redyk czy Wilamowski Śmiergust sprzyjają pokazaniu światu, że stare obyczaje mają się całkiem dobrze.
Wiosenny redyk w Koniakowie
Redyk to nic innego jak wyjście owiec na hale lub ich powrót. Dlatego mamy wiosenny redyk, ale jest również jesienny. Wiosenny redyk zgodnie z tradycją powinien się rozpocząć na św. Wojciecha czyli 23 kwietnia. Powrót owiec z hal, czyli jesienny redyk, powinien być 29 września na św. Michała Archanioła.
Dzisiaj, ponieważ redyk to wielkie święto w kulturze pasterskiej, przyciągające tłumy turystów, zarówno rozpoczęcie jak i zakończenie dopasowuje się do dni wolnych od pracy, by jak najwięcej osób mogło go zobaczyć. Faktycznie impreza ściąga dużo widzów. Ci, którzy późno przyjadą, mają kłopot ze znalezieniem miejsca do parkowania. W końcu, po zaparkowaniu samochodów, ludzie ruszają na sesje fotograficzne.
Z redykiem związanych jest sporo różnych tradycyjnych obrzędów i zabiegów, często o charakterze magicznym. Po długiej zimie owce z różnych gospodarstw sprowadzanie są w jedno miejsce. Każda owca jest znakowana i oddawana juhasom i bacy, którzy je liczą i tworzą kierdel czyli stado. Ta operacja nazywana jest mieszaniem owiec.
Gdy już kierdel został utworzony i policzony przychodzi czas na rytuały. Pierwszym z nich jest rozpalenie w bacówce ogniska. Jest to wskrzeszanie świętego ognia, który miał chronić owce przed złym losem i zaczarowaniem. Fakt, w bacówce ognisko rozpalono, ale część dalszych obrzędów przejął ksiądz, który poświęcił stado.
Zgodnie z tradycją wyprowadzaniu owiec na halę towarzyszyło robienie hałasu. Jedną z metod było trąbienie. Pewnie dlatego na redyku znalazł się pan z trombitą. Sam pięknie na niej potrafił zagrać, ale również dawał młodemu pokoleniu możliwość spróbowania swoich sił w tej trudnej sztuce. Dzieciaki garnęły się jak pszczoły do miodu.
Owce w Beskidach
Po odprawieniu wszystkich niezbędnych rytuałów przyszedł czas na wyprowadzenie owiec. Generalnie w porównaniu z dawnymi czasami kierdel nie był zbyt duży. Kiedyś stada były o wiele większe. Niestety, jakiś czas temu produkcja wełny, skór czy mięsa baraniego stała się mało opłacalna. Ilość owiec wypasanych na halach zaczęła się dramatycznie kurczyć. Miało to dramatyczne skutki dla środowiska.
Hale zaczęły porastać samosiejkami i różnymi chwastami. Jak by nie patrzeć, owce to najlepsze kosiarki. Udeptując racicami trawę roznoszą nasiona cennych ziół. Oczywiście jak już zjedzą, to i nawożą. Na szczęście ostatnimi czasy owce powoli zaczynają wracać w Beskidy, ale ciągle jest ich zbyt mało.
Koniaków i Centrum Produktu Regionalnego
Organizacją redyku w Koniakowie zajmuje się Centrum Produktu Regionalnego . Jest tam ciekawe muzeum, sklep z pamiątkami, a obok spory parking. Można też zjeść kwaśnicę czy zaopatrzyć się w scypki czyli owcze sery. Z okazji święta redyku przygrywała też góralska kapela.
Jeżeli trafimy do Centrum, warto zwiedzić wystawę pasterską. Zobaczyć można różne niezbędne bacom sprzęty, takie jak czerpaki, puciery, ferule, kotły czy formy do robienia serów. Nie wiecie jak wyglądają puciery? To wejdźcie na pięterko i zobaczcie.
Przy okazji można zobaczyć co górale robili z wełną. Można też kupić parę motków. Wystawa jest czynna przez cały rok. Od maja do września w godzinach od 9 do 19 a od października do kwietnia od 10 do 18. Wstęp jest bezpłatny.
Dla dzieciaków z całą pewnością sporą atrakcją będzie zagroda owiec. Nie zawsze jest redyk, nie zawsze można spotkać owce na halach, ale zawsze można odwiedzić zagrodę i nakarmić jakąś owieczkę, byle trawą, która jest tam przygotowana, a nie cukierkami.
Ochodzita
Owce z Koniakowa wyprowadzane są na halę na Ochodzitej. Jest to szczyt nieopodal wsi, o wysokości 895 m n.p.m. Będąc w Koniakowie koniecznie trzeba wejść na Ochodzitą, ponieważ stamtąd są niesamowite widoki. Wierzchołek jest pozbawiony lasu, więc nic nie zasłania panoramy.
Na północnym zachodzie zobaczymy Beskid Śląski z Wielką Czantorią i Równicą. Na północnym wschodzie widoczny jest Beskid Mały z doliną Soły, na wschodzie z kolei widać cały Beskid Żywiecki od Pilska po Babią Górę. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Wielki Chocz na Orawie czy Wielki Rozsutec i Wielki Krywań w Małej Fatrze.
Na szczycie Ochodzitej znajduje się tablica informacyjna Szlaku Kultury Wołoskiej. Idea utworzenia szlaku powstała w 2012 roku i objęła kilka państw. Ochodzita została oznaczona jako jeden z punktów szlaku, który ciągnie się od Rumunii przez Słowację po czeskie Morawy. Miejmy nadzieję, że idea szlaku będzie się równie szybko rozwijała w Polsce, jak to ma miejsce w innych krajach.
W zimie na Ochodzitej funkcjonuje wyciąg narciarski. Było nie było, tradycje tego sportu w Koniakowie sięgają okresu międzywojennego. W pozostałych porach roku można nacieszyć się widokami, usiąść na jednej z ławeczek czy po prostu się poopalać.
Owczarek na redyku
Jak to często bywa, na redyk pojechał również nasz pies. Dlatego, że przewidywaliśmy tłumy ludzi, pojechał w szelkach, z których nie da się szybko rozebrać, ponieważ zapinane są w trzech miejscach. Plecaczek tym razem został w domu. To była dobra decyzja, wiele osób podchodziło i znienacka go głaskało. Fakt, gdyby miał ubranko tak jak na Ścieszków Groniu z napisem „security”, chętnych do głaskania nie byłoby tylu, ale z tamtego potrafi szybko się wydostać.
Czasem się zastanawiam jak by się zachował człowiek, gdyby co chwilę podchodził do niego ktoś obcy i próbował pogłaskać. W końcu stres psa trzeba było przerwać i dać mu się wyszaleć na szczycie Ochodzitej. Tłum sprawił, że jak przyjechał do domu, to spał jakby po liczącym 20 kilometrów spacerze.
Psów na redyku w Koniakowie było więcej. Pocieszające było to, że większość miała na sobie szelki. Widać, że u właścicieli psów rośnie świadomość. Przecież nikt, z psem na czele, nie chce być niewolnikiem. Szkoda tylko, że jest tylu amatorów głaskania, ale pies wszystko wytrzyma, byleby być wszędzie ze swoim stadem.
7 thoughts on “Koniaków i Ochodzita – koronki i redyk”